Jak się pakować, żeby nie żałować?
Większość dorosłego życia spędziłam na podróżach. Począwszy od studiów, na które udałam się na drugi koniec Polski, poprzez zawodowe, morskie rejsy, następnie przeprowadzka na kolejny kraniec kraju (brakuje mi tylko jednego "rogu"- okolic Lublina i Przemyśla, które odwiedziłam tylko raz...), kończąc na turystycznym i zawodowym zwiedzaniu świata. W każdą z podróży musiałam się spakować; to specyficzna cena za przyjemność wyruszenia "na szlak"...
Czas ruszać |
Jak już wspominałam, podróżować kocham, prawie nic nie równa się dla mnie z przyjemnością poczucia ruchu, nieważne, samochodem, statkiem, samolotem, koleją czy autobusem (a nawet rowerem!). A pakować się? Cóż... W przeciwieństwie do momentu, kiedy już ruszam w trasę, pakowanie kojarzy mi się z opuszczaniem miejsca, w którym spędziłam jakiś okres czasu, poznałam nowych ludzi i w pewien sposób zostawiłam część siebie. Nie lubię tego robić, nie lubię wybierać, co może ruszyć ze mną w dalszą podróż, a co nie jest na tyle istotne. Ilość przeprowadzek w moim życiu nauczyła mnie nie przywiązywać się do rzeczy. Wiele z nich, cennych dla mnie, zniszczyłam lub zgubiłam, lub po prostu nigdy po nie nie wróciłam. Jest to jednak w pewien sposób wyzwalające; działa jak zrzucenie ciężaru wspomnień... Ale- ćwiczenie czyni mistrza, a ja już nie obawiam się właściwie żadnej podróży, jeśli chodzi o przygotowanie do niej.
Po starcie i przed lądowaniem mamy okazję pozwiedzać |
Nie mam ustalonego schematu pakowania na każdą podróż. Każda z nich jest inna; z pewnością inaczej spakujecie plecak na kilkudniowy kemping, a inaczej na tydzień w hotelu "all inclusive", prawda? Z mojego doświadczenia wynika jednak, że teoria swoje- przed podróżą każdy mądry- a w praktyce wychodzi różnie. Często pakuje się przedmioty, których nie użyjemy nawet raz. Równie często zapominamy tych naprawdę ważnych... Postaram się spisać kilka zasad, których przestrzegam i które dopracowuję z każdą podróżą.
Przez większość podróży samolotem widoki wyglądają mniej więcej tak. |
- Artykuły pierwszej potrzeby. Dla mnie to szczoteczka i pasta do zębów oraz świeża bielizna. Dla mężczyzny (choć nie tylko)- także maszynka do golenia. Koszulkę czy spodnie od biedy można założyć więcej niż raz, majtki- nie bardzo ;) Nawet jadąc do drogiego hotelu biorę szczoteczkę, bo nigdy nie wiadomo, czy dostanę ją na miejscu; a nie jest to absolutnie standardem, nawet w kilkugwiazdkowych obiektach. Dla mnie nie ma nic gorszego niż konieczność poszukiwania otwartego sklepiku po całym dniu w podróży... Jako kobieta do artykułów pierwszej potrzeby zaliczam też podpaski czy tampony. Niezbędne nawet w krótkiej podróży; zmiana klimatu potrafi nieźle rozregulować organizm, więc lepiej być przygotowanym. Na długie wyjazdy jednak staram się je trochę "poukrywać", ponieważ fabrycznie opakowane zajmują sporo miejsca; wyciągam je i pojedynczo "upycham" w wolne przestrzenie lub rozkładam na dnie walizki. Ten zestaw biorę w bagaż podręczny w samolocie; ten rejestrowy może w końcu polecieć w zupełnie inne miejsce, niż my...
- Kilka t-shirtów, wygodny dres i dobra kurtka albo chociaż ciepła bluza. Na statek nie biorę zbyt dużo ubrań- w końcu są pralki ;) Jednak także w podróż turystyczną nie załadowuję nimi całego bagażu. Nie boję się choćby ręcznie przeprać ulubionej koszulki. Na miejscu często możemy też kupić coś fajnego; szkoda więc cały bagaż wypchać do granic rzeczami wywiezionymi z Polski. A dres polecam nawet jadąc w ciepłe kraje; zawsze może zdarzyć się chłodniejszy wieczór. Nie ma też nic przyjemniejszego, jak po całym dniu zwiedzania wskoczyć w ulubione, choć niewyjściowe, dresy i poczuć się jak w domu... A kurtkę zawsze bezpieczniej wziąć, także przy wyprawie w ciepłe kraje. Chociażby na pustyni noce są bardzo zimne ;) Warto jednak zainwestować w porządną, wiatrochronną, a zarazem cienką, jak popularne "softshell"- bo nie sztuką jest wypchanie całego bagażu jedną rzeczą.
- Ciuchy robocze. Olbrzymia część bagaży "statkowych" to u mnie ubrania robocze. Wiele firm zapewnia rękawice, buty ochronne czy kombinezony na burcie; ale spróbujcie skorzystać z tych zapasów, będąc kobietą... Nie chodzi oczywiście o "seksowny" wygląd w za dużych ciuchach, ale o zwykłe bezpieczeństwo. O wiele łatwiej "wkręcić" w pracujące maszyny za duże, odstające rękawy i nogawki, o pracy w zbyt dużych rękawicach czy butach nie wspomnę... Niestety, "równouprawienie" jakoś nie sięga do sklepów z ubraniami roboczymi; no, ale popyt tworzy podaż, a zapotrzebowanie na damskie rozmiary jest bardzo niskie. Dlatego ulubione rękawice robocze kupuję w Juli na... dziale dziecięcym. Tak, istnieje taki i bardzo go sobie cenię. Wspomnę tu też o tym, że nie raz bardzo żałowałam wyboru idealnie dobranego rozmiarowo kombinezonu. Na statku niestety łatwo utyć, a z dostępem do sklepów bywa słabo. Nauczyłam się więc, że lepiej jednak zrezygnować z "atrakcyjnego" wyglądu na rzecz wygody. A i zdarzało mi się pracować w dresie otrzymanym "w spadku" po kończącym rejs koledze, bo moja idealna linia przegrała w starciu z ciężką, statkową kuchnią ;) Oczywiście ten punkt pomijam, jadąc w podróż turystyczną.
- Kosmetyki. Staram się zabierać wyłącznie te codziennie przeze mnie używane. Tusz do rzęs, nawilżający, aloseowy żel, dobre mydło i pomadka do ust- naprawdę, nie użyłabym pozostałych kremów, żeli, balsamów czy maseczek praktycznie ani razu. Oczywiście, jeśli jesteśmy przyzwyczajeni do czegoś, używanego regularnie, warto poświęcić miejsce w bagażu- ja wożę ze sobą maseczkę z zielonej glinki, która jest najlepszym co znalazłam, na moją problematyczną cerę. Mydło, które biorę, od jakiegoś czasu wykonuję sama; to ciekawe hobby, dzięki któremu mogę zrobić coś dla siebie, z najlepszych, wybranych składników.
- Leki i środki opatrunkowe. Uważam je za niezbędne. Nawet w krajach europejskich, część zwykłych, przeciwbólowych środków jest praktycznie niedostępna. A im dalej się wybieram, tym bardziej rośnie zabierana ilość... Zawsze warto wziąć coś przeciwbólowego, przeciwgorączkowego, żel odkażający, plastry i bandaż, no i oczywiście coś na biegunkę. Osoby z chorobą lokomocyjną powinny zabrać oczywiście odpowiednie środki; przydadzą się one też osobom wyruszającym w pierwszy rejs na morzu- nigdy nie wiadomo, czy nie złapie nas choroba morska. Na dalsze wyprawy zabieram też jakiś antybiotyk i witaminy (a w zasadzie wszystko, co mogę wziąć z domu i czego będę umiała użyć. Waży mało, a może uratować nam dupę). Pamiętajcie, że lecąc samolotem lepiej wszelkie kosmetyki i leki schować do bagażu rejestrowanego, a nie podręcznego; unikniecie niepotrzebnego okazywania ich czy pakowania w specjalne torebki na lotnisku. Oczywiście, jeśli musicie brać jakieś leki, koniecznie zadbajcie o posiadanie odpowiedniego zapasu na podróż, a nawet nadmiaru- zawsze lepiej przywieźć część z powrotem, niż żeby miało zabraknąć choćby na jeden dzień...
- Szorty, para "wyjściowych" spodni, sukienka i strój kąpielowy. Oczywiście mężczyźni nie muszą brać sukienki czy kąpielówek ;) Tyle ubrań wystarczy; a, jak wspominałam (nie mówiąc o wyprawie w dzicz), zawsze jest szansa, że na wycieczce upolujemy super fajny ciuch, w którym będziemy dobrze wyglądać- dodatkowo, zabrany do domu pozwoli na zachowanie miłych wspomnień. Sukienkę biorę też na statek; w takich warunkach też czasem chcę poczuć się kobieco, mogę też ubrać ją na ewentualne święta na burcie. Oczywiście, zdarza mi się wziąć na statek też strój kąpielowy; chociaż dla mnie zazwyczaj woda jest zbyt zimna na szaleństwa ;)
-
Zawsze, znając miejsce, do którego się udaję, staram się ustalić, czy
będą tam dostępne
ręczniki, pościel i podstawowe przybory kuchenne. W miarę
możliwości dopytuję też o ekspres do kawy (dla mnie kawa jest niezbędna
do szczęścia...). W dzisiejszych czasach nie powinniście mieć problemu
ze znalezieniem kontaktu do hotelu czy pensjonatu. Jeśli nie znacie
języka- piszcie maila :) Szkoda miejsca, żeby ciągać ze sobą rzeczy,
które znajdziecie na miejscu. Jednak chyba jeszcze gorzej po prysznicu wycierać się koszulką...
Widok z okna amerykańskiego motelu. Mogłaby się tu rozegrać ważna scena filmu drogi... I te piękne amerykańskie ciągniki, tak odmienne od europejskich. - Klapki kąpielowe. Kolejna, absolutnie niezbędna rzecz. Nigdy nie dowierzajcie internetowym zapewnieniom, że czystość w danym miejscu jest pierwszej klasy. Nie raz rzeczywistość okazuje się brutalna. Zresztą, nie wszystko da się wypatrzeć gołym okiem. W hotelach zawsze wchodzę pod prysznic w klapkach; przezorny ubezpieczony.
- Wygodne adidasy. Wstyd przyznać, ale tego nauczył mnie mąż; swego czasu zwracałam uwagę raczej na wygląd butów. Warto jednak wydać trochę kasy na takie, które może nie dodają seksapilu, ale w których kilometrowe wyprawy nie będą Wam straszne. A piękne szpilki? Cóż, znam kobiety, które nie umieją się bez nich obejść ;) Jeśli musicie- bierzcie. Ja nie mam zamiaru; potrzebę stukania obcasami zaspokajam na niezbyt dalekich spacerach z mężem podczas pobytu w domu.
- Spray na komary. Nie będziecie żałować, że go wzięliście; chyba, że wybieracie się w naprawdę zimne rejony świata. Jednym z najlepszych moich pomysłów było też spakowanie elektrycznego odstraszacza komarów; oczywiście, aby przyjemniej było mi używać go w sypialni- ekologicznego, z substancją czynną otrzymywaną z kwiatów złocienia. Oprócz sprawdzonego przeze mnie, skutecznego działania, wydziela on całkiem przyjemny, ziołowy zapach. Musicie jednak pamiętać o zabraniu także wkładów; bez tego, sama maszynka będzie zupełnie zbędnym złodziejem miejsca w bagażu (mówię z doświadczenia; zdarzyło mi się radośnie wziąć wyłącznie urządzenie, czując się całkowicie zabezpieczoną od komarów...)
-
Gotówka, w euro lub dolarach, czyli walucie wartej "cokolwiek"
na całym świecie. Bardzo często zdarza mi się, że nie mogę zapłacić
kartą VISA ani MasterCard w sklepach; i to wcale nie w "krajach
trzeciego świata" ale w Holandii czy Belgii. Wtedy taka gotówka potrafi
zaoszczędzić nam sporo nerwów. Często też wypłaty z bankomatów w obcych
krajach są obciążone wysokimi kosztami prowizji oraz podlegają przewalutowaniu po
niekorzystnym kursie. Obecnie na szczęście coraz więcej zmienia się na
lepsze; powstaje bogata oferta darmowych kont i kart wielowalutowych, z
których chętnie korzystam. Bardzo chwalę sobie też internetowe, bankowe
kantory wbudowane w aplikacje, a przy większych kwotach portale takie
jak walutomat, pozwalające zaoszczędzić na olbrzymich marżach
klasycznych kantorów. Przed podróżą polecam Wam sprawdzić
informacje nt. kraju, do którego się udajecie; czy akceptowane są tam
Wasze karty, ile kosztuje wypłata z bankomatu i czy wymiana gotówki nie
jest obarczona dodatkowym uwierzytelnieniem. Przykładowo na Ukrainie,
aby wymienić gotówkę na tamtejsze hrywny, musicie okazać paszport; po
przejściu kilku kilometrów od statku do centrum miasta zdarzyło mi się
odkryć, że posiadam jedynie książeczkę żeglarską i dowód
osobisty... Pozostaje wtedy korzystanie z usług przygodnego
cinkciarza, który oferuje często gorszy kurs, a dodatkowo może nas
oszukać; umiecie poznać prawdziwe hrywny od podróbek?
Dekoracja kontuaru recepcji w chińskim hotelu. Taka żaba, według starych wierzeń, przynosi szczęście w finansach. - Powiem Wam, że w dzisiejszych czasach nie polecam zabierania książkowych przewodników po kraju czy rozmówek. Obecnie większość z nas posiada dostęp do translatora google, który jest coraz lepszy; próbując się dogadać na podstawie wykutych zwrotów z rozmówek ryzykujemy też, że zostaniemy zalani potokiem niezrozumiałych słów przez rozmówcę, przekonanego o tym, że znamy dany język. Często, chcąc być miłą, uczyłam się mówić w danym języku np. "dzień dobry"; skutkowało to tym, że wchodząc np. do sklepu, po moim entuzjastycznym przywitaniu, sprzedawca próbował mnie obsłużyć w swoim ojczystym języku, podczas gdy moje umiejętności kończyły się na tym zwrocie... Dlatego obecnie uczę się wymawiać "bardzo dziękuję". Po dogadaniu się po angielsku lub "międzynarodowemu" (czyli na migi) mogę zaspokoić swoją ambicję i zabłysnąć, dziękując za cierpliwość w języku danego kraju, co spotyka się zawsze z miłą reakcją (bez ryzyka, bo przecież już zostaliśmy obsłużeni!).
- Nie zapominajcie o rzeczy niematerialnej- ubezpieczeniu. Warto wyrobić sobie darmową, europejską kartę EKUZ- mając polskie, NFZ-owskie ubezpieczenie zdrowotne macie do niej prawo. Pozwala ona na otrzymanie bezpłatnej pomocy lekarskiej w razie choroby czy wypadku za granicą, na terenie Europy. Wiem, że wiele osób nie myśli o tym zawczasu; także część znanych mi marynarzy uważa się za "nietykalnych", zahaczając niemal o obsesję. Znam też osoby, które obawiają się samego załatwiania ubezpieczenia, bojąc się irracjonalnie "ściągnięcia na siebie" problemów... Postaram się Was jednak do tego przekonać. To tak jak z parasolką- lepiej, żeby wziąć ją dziesięć razy, gdy się nie przyda, niż nie wziąć ten raz, kiedy będziemy jej potrzebować. W przypadku wyjazdu poza Europę wykupujcie ubezpieczenie podróżne; a jadąc autem, także ubezpieczenie assistance poza granicami Polski. Zdarzyło mi się dosłownie dziękować sobie za dobrą decyzję dopłacenia do droższego pakietu; podczas samochodowej podróży przez Niemcy nasz samochód odmówił posłuszeństwa; w dodatku w niedzielę wieczorem. Nie mam pojęcia, jak poradzilibyśmy sobie bez pomocy ubezpieczalni, która stanęła na wysokości zadania; i o ile więcej pieniędzy kosztowałaby nas ta przygoda. Nawet z ich pomocą, wcale nie było tak łatwo. Dodatkowo, takie ubezpieczenia wcale nie są bardzo drogie; często są to kwoty nie wyższe niż kilkadziesiąt złotych.
- Ładowarka do telefonu. Serio, po prostu o niej nie zapomnijcie; chyba nie muszę tłumaczyć, dlaczego ;) Pamiętajcie też o sprawdzeniu, czy na pewno kraj, do którego się wybieracie, nie ma innych wtyczek czy napięcia... Wtedy nie żałujcie pieniędzy na absolutnie niezbędny adapter. Jeśli macie miejsce, weźcie też powerbank- w dzisiejszych czasach, kiedy bateria w nowym telefonie nie wystarcza nawet na jeden dzień intensywnego użycia, warto.
- Laptop. Niezbędny osobom, które potrzebują go do pracy lub na długie, kilkumiesięczne/kilkuletnie wyjazdy. Ale na pewno jest to absolutnie zbędne obciążenie przy wyjeździe na urlop. Dodatkowo też przysparza on problemu na lotnisku, jeśli znajduje się w bagażu podręcznym, gdzie musimy wyjmować go do kontroli. Jeśli już jednak musicie go wziąć, nie zapomnijcie o kablu zasilającym...
Nie zapomnijcie oczywiście zaopatrzeć się w dobrej jakości torbę. Jak pisałam w poprzednim poście, nie ma nic gorszego, niż wykrzywiające się czy zacinające kółka na lotnisku czy peronie... Polecam kupić taką z zabezpieczeniem przed przemakaniem i wbudowanym, porządnym zabezpieczeniem na kod. Warto też wziąć trochę większą, niż wydaje nam się, że potrzebujemy. Niewykorzystane miejsce w torbie przeznaczcie po prostu na puste miejsce na zdobycze i pamiątki ;) Wrzućcie też w bagaż polecaną przez mojego męża zapalniczkę (zawsze możecie jej potrzebować, nawet nie będąc palaczem). Możecie wziąć kilka, najlepiej ładnych i błyszczących, zwłaszcza do krajów azjatyckich czy arabskich; podarowanie komuś takiego drobnego upominku może bardzo pomóc w podróży. Nie polecam natomiast wożenia drogich aparatów fotograficznych... Skupiając się na robieniu zdjęć możemy zauważyć po powrocie, że tak naprawdę w naszej głowie nie zostało prawie nic, bo wszystko widzieliśmy wyłącznie przez obiektyw. Do tego musimy wiecznie pilnować naszego drogiego sprzętu... Zamiast niego weźcie dobry humor, uzbrójcie się w sporo cierpliwości i odwagi. Pamiętajcie, że nie wszystko musi ułożyć się idealnie według planu, najważniejsze jest cenne doświadczenie, jakie zdobędziecie w podróży i przywiezione wspomnienia, wzbogacające codzienność.
Kobieto na statku - jesteś super. Cieszę się, że jesteś moją siostrzenicą.
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci "stopy wody pod kilem "
czekam na dalsze Twoje " morskie opowieści ". A hoj ! przygodo....
Jejku, dziękuję ;)
Usuń