"Jeśli diabeł nie może, pośle babę na morze"


Witaj na moim blogu. 
Miło mi, że możemy się poznać. Kilka słów o mnie- jestem kobietą, która nie boi się ciężkiej pracy i nowych wyzwań. Od kiedy pamiętam, najbardziej lubiłam być w ruchu, przemieszczać się. W dzieciństwie uwielbiałam piesze wędrówki po górach- najlepiej takie połączone z długą wyprawą autobusem lub pociągiem. Zawsze wyobrażałam sobie, że kiedy dorosnę, wsiądę w jeden z nich i wyjadę- bardzo daleko i na bardzo długo. Nie chodziło o to, że moje dzieciństwo nie było udane, bowiem takie było- chciałam po prostu zaspokoić ten pęd naprzód, który czułam w sobie. Największą moją przyjemnością było czuć ruch, widzieć przez szyby połykane kilometry i wiedzieć, że zbliżają mnie one do nowej przygody. Stąd też pomysł, żeby pracować na morzu, wydawał mi się spełnieniem dziecięcych marzeń. Pomysł ten opierał się też na opowieściach mojego Ojca o jego młodości, którą spędził właśnie na morzu. Do tego doszły namiętnie czytane książki, zwłaszcza przygodowo-podróżnicze. Podróżowałam razem z "Dziećmi Kapitana Granta" na pokładzie Duncana, z "Piętnastoletnim kapitanem" przeżywałam afrykańskie przygody, poznawałam głębie oceanów z Nautilusem. I tak zrodził się plan- chciałam podróżować, przeżywać przygody, poznawać nowych ludzi i nowe kraje. Nie interesowała mnie "turystyka"- wycieczki all inclusive i oglądanie przesłodzonego świata, wykreowanego na pokaz, aby z kieszeni podróżnika wyciągnąć w czasie krótkiego urlopu jego ciężko zarobione pieniądze. Idealnie byłoby poznawać świat prawdziwy, a gdyby tak zarabiać w ten sposób pieniądze? Wyjście było jedno- zostać marynarzem :)
Wybór zawodu marynarza, którego dokonałam tuż przed wejściem w dorosłość, nie był zbyt oczywisty dla dziewczyny z małej górskiej miejscowości. Ale wtedy nie dostrzegałam jeszcze uroku rodzinnej okolicy, a płaskie, zimne morze miało dla mnie o wiele więcej powabu. W żartach wyznawałam swoją miłość Posejdonowi, a pracę na statku wyobrażałam sobie tak, jak opowiadał mi w Ojciec- jako niekończącą się przygodę. A to, że nie umiałam pływać, obawiałam się dużych wysokości, nie odznaczałam się wybitnym wzrokiem ani zdolnościami fizycznymi? Nie zwracałam uwagi na takie szczegóły :D
Na Akademię Morską, 400 kilometrów od domu rodzinnego, pojechałam z jedną walizką i nastawieniem, że jest to pierwszy krok do zdobycia świata. No, przesadzam- do mojego wymarzonego, zaplanowanego życia.
No i konsekwentnie, całe dotychczasowe życie zawodowe (a i w pewnym sensie osobiste) związałam nie do końca z morzem, ale z wodą- bo po jakimś czasie zdecydowałam się na nieco węższe i płytsze wody śródlądowe. 

Muszę, aby uspokoić sumienie, dodać kilka słów. Na blogu będę poruszać kontrowersyjne tematy, przedstawiać niepopularne poglądy i używać niecenzuralnych słów. Niewielu- ale są takie sytuacje, że nie da się nie zakląć szpetnie ;) Jeśli Ci to przeszkadza- na świecie jest wiele innych, grzeczniejszych blogów do czytania. Jeśli nie- to bardzo miło mi powitać bratnią duszę.

Drogi Czytelniku, czy też Czytelniczko- zapraszam w podróż, przez morza, rzeki i oceany. Może zainspiruję Cię do zmian, albo wręcz przeciwnie- do poczucia satysfakcji z tego, gdzie i kim teraz jesteś.
Zachód słońca w bulaju (to takie "statkowe" okno)


Tytuł posta to cytat z fajnej, mało znanej szanty- bardzo polecam posłuchać- "Baba" Mariusz Mojsiuk

Komentarze

Zapraszam na Instagram!

Popularne posty