Post jest dalszym ciągiem poprzedniego. Jeśli nie czytaliście- możecie
nadrobić. Przerwa na kawę zajęła mi cały dzień- czyli jak się domyślacie, obecnie
nie jestem w rejsie, gdzie miałabym tylko 15 minut :) Po przerwie wracamy
do naszego tematu- co dalej? Statek załadowany, wyszedł z portu w morze i
płynie do kolejnego- tym razem w celu wyładunku. Pierwszą pracą załogi
pokładowej, o ile oczywiście pogoda pozwala, jest usunięcie resztek
ładunku z pokładów. Niestety, pracowników obsługujących urządzenia
załadowcze nie obchodzi, jak bardzo ładunek będzie się pylił czy
rozsypywał na burty. Niestety, w grę nie wchodzi zwrócenie uwagi- jest to
bardzo unikane i robione wyłącznie przy rażącym niedbalstwie. Istnieje
ryzyko, że taki załadowca, po otrzymanym "opieprzu" będzie np. specjalnie
zrzucał ładunek z większej wysokości, by bardziej pylił. Czasem jest to po
prostu nie do uniknięcia, zwłaszcza przy załadunku nawozów i innej,
pylącej chemii. Niestety, nawet przy załadunku stali (zdawałoby się, że to
czysty ładunek) statek pokryty jest warstewką pylącej rdzy. Załoga zna
jednak swoje obowiązki i nie narzeka- no, chyba, że konieczne jest
szuflowanie np. rozsypanego węgla za burtę. Czasem udaje się nieco
posprzątać jeszcze w porcie, jednak zazwyczaj sprząta się po wyjściu.
Statek o wiele mniej brudzi się w czasie wyładunku, ale czasem także
trzeba go potem umyć- jest to szczególnie nielubiane, ponieważ wtedy
marynarze mają do umycia także całe przestrzenie ładunkowe i przygotowanie
ich pod kolejny ładunek.
|
Pamiętacie ten bardzo pylący załadunek nawozu?
|
Tak wyglądał statek przed wyjściem w morze...
|
Podpowiem Wam, że pokład tego statku jest w kolorze zielonym ;) Na
zdjęciu możecie też zobaczyć fachowo obłożoną cumę na podwójny
poler. Zielona, cieńsza linka, przymocowana do ucha polera to
stoper, służący do utrzymania liny w napięciu w czasie
obkładania.
|
Mechanicy po wyjściu z portu ponownie przestawiają maszynę na tryb pracy
na paliwie ciężkim- mazucie, obsługują pompę do mycia pokładu i zajmują
się codziennym serwisem urządzeń. W czasie przelotu znowu może pracować
wyparownik, który przerabia wodę morską na destylowaną, która następnie
jest "urabiana" na pitną. Niestety, taka przetworzona woda jest bardzo
miękka- jedyną zaletą jest to, że czajników nie porasta kamień :) Poza
tym, mycie się taką wodą... wysusza skórę, sprawia, że mydła i żele myjące
się nie pienią, pozostawia uczucie "niespłukania" mydła i do tego
wypłukuje mikroelementy z organizmu. Ale- lepsza taka woda, niż słona-
która w ogóle nie nadaje się do mycia ciała. Czasem na statku używana jest
tylko do... spłukiwania toalet.
Są też takie prace, zarówno w maszynie, jak i na pokładzie, które można
wykonać tylko w "dobrym momencie". Wszelkie duże prace przy silniku
głównym wykonuje się w portach- kiedy silnik nie pracuje. Na pokładzie, w
czasie przelotu z ładunkiem, można zająć się np. konserwacją czy drobnym
spawaniem w zbiorniku balastowym. Zbiorniki te, położone zazwyczaj
symetrycznie po obu burtach, na dziobie i na rufie, a czasem także w
podwójnym dnie statku, służą do zalewania wodą zaburtową w czasie
wyładunku statku. Praktycznie samobójstwem mogłoby być wyjście w morze bez
żadnego balastu, czyli obciążenia. Taki statek w sztormie nie byłby w
stanie płynąć, z powodu zbyt małego zanurzenia. Obecnie na statkach
morskich nie stosuje się też balastów stałych, np. metalowych- zostały już
dawno temu zastąpione systemem zbiorników balastowych.
|
Otwarty zbiornik balastowy w celu inspekcji. Zauważcie, ile śrub
trzeba odkręcić, a to tylko jeden zbiornik! Na tym statku zbiorników
było aż 14...
|
|
Zejście na dół zbiornika
|
|
I samo dno... Widok, jak z horroru, prawda?
|
|
Całe szczęście nie robi się tego codziennie. Jest to jedna z prac,
których marynarz może nie mieć okazji wykonać przez całe zawodowe
życie.
|
Na statkach takie wejście, do zamkniętej, ograniczonej przestrzeni, to
jedna z prac szczególnie niebezpiecznych. Przy długo zamkniętym, pustym
zbiorniku, w powietrzu może brakować tlenu. Niestety, jest to przyczyna
wielu zgonów w pracy na statku. Są obecnie całe procedury i checklisty, do
wykonania przed takim wejściem. Pierwsza wchodząca osoba powinna mieć
założony aparat tlenowy oraz miernik atmosfery- bardzo przydatne urządzenie
na statku. Przestrzeń taka powinna też być otwarta minimum dobę przed
wejściem ludzi. Niestety- winą często tu jest brawura lub ignorancja...
"Wejdę na jednym wdechu, aparat jest ciężki" czy "po co mi miernik, jakiś
nowoczesny wynalazek, kiedyś takich nie było i nie było problemu!". Braku
tlenu bez miernika nie widać i nie czuć, dopóki nie jest za późno.
Wyjątkiem, kiedy wejście do zamkniętej przestrzeni jest bezpieczne, jest...
wejście do zbiornika balastowego tuż po wypompowaniu wody. W procesie
wypompowywania powstaje podciśnienie, które zasysa z zewnątrz świeże
powietrze i wypełnia nim zbiornik.
Inspekcje, konserwacja i naprawy zbiorników bardzo często są wykonywane w
czasie pracy na stoczni. Wtedy też dokonuje się inspekcji i wapnowania
zbiorników wody słodkiej (chyba nie chcielibyście pić wody ze zbiornika w
takim stanie, jak ten na zdjęciach powyżej ;), przeglądu pustych przestrzeni
(koferdamów), a także czyszczenia zbiorników paliwowych. Na stocznię
statek trafia co jakiś czas (zazwyczaj co pięć lat), na
odnowienie klasy, czyli stwierdzenie, czy statek może bezpiecznie
pływać przez następny okres czasu. Prace, do dokonania w czasie pobytu,
spisywane są o wiele wcześniej- są to projekty zbyt duże, by można je było
wykonać w czasie normalnej eksploatacji. To także przeglądy i naprawy
podwodnych części statku- śruby, kadłuba, steru strumieniowego i innych.
Armatorzy unikają wizyt statków w stoczni poza potrzebą odnowienia klasy- są
to olbrzymie koszta.
|
Statek posadowiony na suchym doku. Jednostka jest wciągana na dok za
pomocą wciągarek, znajdujących się na ścianach doku, oraz mocnych,
stalowych lin.
|
|
A tu inna jednostka na stoczni. Można zauważyć imponującą wielkość
statku, a ta jednostka ma tylko trochę ponad 110 m długości :)
|
|
Podany "trap" wejściowy. Nie wygląda zbyt bezpiecznie, prawda? ;)
|
|
A na tym "trzyma się" statek na doku. Też nie wygląda wiarygodnie, ale
działa :)
|
Remont steru strumieniowego, czyli bowthrustera. Jest to
mocny ster, znajdujący się na dziobie, bardzo poprawiający manewrowość
statku- pozwala on na sterowanie dziobem statku w prawo i lewo. Działa
przy małych prędkościach statku, przy których nie działa już
"normalny" ster.
Remontowana śruba statku oraz odnawiana podwodna część kadłuba. Widzicie
tu klasyczny układ głównej śruby napędowej statku oraz płetwy sterowej.
|
Wystarczy stoczni- wracamy do codzienności na statku :)
O godzinie 17:00 zazwyczaj kończy się dzień pracy. Zazwyczaj- bo oczywiście
może on trwać dłużej, w zależności od ilości koniecznych prac czy... humoru
starszego oficera czy bosmana. Pół godziny później nadchodzi czas kolacji,
na którą także należy przybyć czystym i odpowiednio ubranym. Jeśli wśród
załogi panuje dobra atmosfera, to kolacja może trwać nawet godzinę. Później
nachodzi czas wolny- wreszcie :)
Obecnie prawie każdy z załogantów
posiada laptopa. Często spotyka się już też stały dostęp do internetu. W
tych warunkach zamierają stosunki towarzyskie- każdy zamyka się sam,
oglądając film, pisząc wiadomości z bliskimi, czy grając w gry. Na statku
zawsze znajduje się jakaś świetlica, z telewizorem, książkami, grami, a
nawet puzzlami. Obecnie jednak takie miejsca świecą pustkami... Nie jest to
zbyt dobre zjawisko- często niektórzy z załogantów potrzebują kontaktu z
"żywym" człowiekiem. Mając problemy rodzinne, bezpieczniej dla zdrowia
psychicznego nie izolować się. Ale z kim porozmawiać, jeśli każdy siedzi
sam? Nie dla każdego łatwe jest wtedy nawiązanie kontaktu- nieproszona
wizyta w kabinie może zostać uznana za natręctwo. Znane są historie
chłopaków, którzy popełnili samobójstwo, z powodu dużego nawarstwienia
problemów- będąc na morzu człowiek jest praktycznie bezsilny. Zawsze wtedy
przeprowadzane jest śledztwo, pytania- czy nikt nie zauważył nic dziwnego,
czy facet nikomu się nie zwierzał? No niestety, nie- wszyscy uważali go za
cichego, spokojnego faceta. Nikt nie wiedział, jaka burza toczyła się w jego
duszy- czy gdyby załogi więcej się "socjalizowały" do tragedii by nie
doszło?...
Zdarzają się oczywiście fajne, zgrane ekipy. Jednak nawet wtedy ciężko
znaleźć chętnych np. do wieczornej gry w karty czy ping-ponga. Osobiście
zazwyczaj miałam szczęście- ale bywały oczywiście "samotne" dni. Kto wie,
może to obecność kobiety na burcie "ożywiała" chłopaków? ;) Wyjątkiem od tej
reguły "samotności" są Filipińczycy. Są oni bardzo często spotykani na
statkach- jak na swoje warunki w ojczyźnie, zarabiają naprawdę dobrze. Mówi
się, że po kilku latach spędzonych na morzu takiego Filipińczyka stać na
kupno domu w kraju i dostatnie życie. Prawdą jest jednak, że decydują się
oni na bardzo długie kontrakty, nawet po 12-18 miesięcy, w dodatku często za
zaniżoną stawkę. Tym sposobem psuje się rynek- nie opłaca się zatrudniać
europejczyków, którzy są drodzy i narzekają na kontrakty dłuższe niż pół
roku. Wracając do tematu- Filipińczycy są bardzo zsocjalizowani i zżyci ze
sobą. Stanowią na statku silną ekipę, której czasem nie umie sprzeciwić się
oficer. Dużo czasu spędzają też w czasie wolnym razem i dobrze się bawią-
ich ulubionym zajęciem jest... karaoke.
Bardzo lubiłam grać na statku w karty- w tysiąca, kierki, a nawet brydża; w
szachy, ping-ponga, oglądać razem filmy, wędkować (ja, w przeciwieństwie do
Męża, nie mam jednak do tego szczęścia) a czasem po prostu rozmawiać. Kiedy
zaczęłam pracę na stanowisku oficerskim, zawsze starałam się załogę
"socjalizować" i nie dystansować się. Zazwyczaj to procentowało- w końcu w
dobrej atmosferze lepiej się pracuje. A i mi pozwalało miło spędzać czas.
Oczywiście do kart "cztery piwka na stół, w popielniczkę pet...". Czy
alkohol albo papierosy rzeczywiście są dużym problemem? Myślę, że poświęcę
temu tematowi osobnego posta- także zapraszam do śledzenia strony.
|
Lubianą rozrywką, choć dość "sezonową", bo możliwą tylko w czasie
postoju na kotwicy, jest pływanie- w tym przypadku w oceanie. Na
zdjęciu statkowy sport ekstremalny- skoki do wody z wysokości burty :)
|
Czasem, przy długich przelotach w dobrej, słonecznej pogodzie, kapitan
wyraża zgodę na organizację grilla. Jest to bardzo lubiane zajęcie- czasem
nawet skracany jest wtedy dzień pracy. Jedynymi osobami, które grilla nie
lubią, są: kucharz, który musi przygotować jedzenie, i steward, który
rozstawia stoły na pokładzie, przygotowuje grilla, przynosi zastawę, obrusy
i przygotowuje wszystko inne. Często jednak do pomocy chętnie bierze się
załoga, więc umęczony dział hotelowy może odetchnąć ;)
Do grilla czasem wydawane jest z kantyny (to taki statkowy
"sklepik") piwo, a nawet flaszka wódki- jeśli oczywiście statek nie jest
suchy- na takim picie alkoholu jest zakazane. Wyciągane są też gry,
jak popularne rzutki. Grillowaniem potraw zajmuje się zazwyczaj ochotnik,
ewentualnie wyznaczane są zmiany. Nawet kapitan się pojawia, choćby nawet
symbolicznie, na chwilę- często zdaje sobie sprawę, że przy nim załoga może
nie bawić się dobrze, choć oczywiście jego obecność zazwyczaj jest mile
widziana. Na takiej imprezie panuje też zwyczaj, że nie robi się zdjęć. A te
nawet zrobione i tak nie nadają się do publikacji ;) A po grillu? Nadchodzi
czas sprzątania.
Myślę, że powinnam jeszcze dodać, jak wyglądają na statku weekendy i dni
świąteczne. Przyjęte są różne systemy, zależne przede wszystkim od polityki
armatora, ale też, oczywiście, od kapitana. Sobota jest dniem pracy na
większości statków, czasem jest to po prostu dzień "luźniejszy", załoga
zajmuje się sprzątaniem szatni, pomieszczeń socjalnych, nadbudówki czy
mostka. Czasem wykonywane są przeglądy i inspekcje sprzętu. Zazwyczaj na
statkach pracowałam tego dnia do godziny 12:00, ale nie jest to standard-
często trzeba odbębnić nawet całe osiem godzin. Niedziela zazwyczaj jest
wolna. Jeśli nie- zazwyczaj także pracuje się do południa. Jednak bardzo
często niedziela jest dniem alarmów ćwiczebnych. Ich przeprowadzanie jest
bardzo ważne dla bezpieczeństwa- czynności alarmowe, które każdy z członków
załogi ma przypisane na stałe, muszą być przez niego wykonywane wręcz
automatycznie. W czasie niebezpieczeństwa nie ma taki automatyzm pozwala nie
spanikować. Alarmy zazwyczaj przeprowadzane są po obiedzie i mogą trwać
nawet kilka godzin.
Oczywiście, zarówno sobota, jak i niedziela, może być normalnym dniem roboczym-
jeśli jest pilna praca do wykonania (zazwyczaj jest to mycie ładowni). W
teorii, polityka armatora nakazuje oddanie załodze dnia wolnego za pracę w
niedzielę, w praktyce, często kapitan ze starszym oficerem "zapominają", a
załoga obawia się upomnieć o należny czas odpoczynku. A święta? Na statkach,
które w całości obsadza załoga z jednego kraju, jak Polski, dni "zaznaczone
na czerwono w kalendarzu" są wolne. A w załogach wielokulturowych?
Zasadniczo obchodzi się Boże Narodzenie i Nowy Rok- ale Wigilia i Sylwester
na statku nie są dniami wolnymi.
|
Suto zastawiony i udekorowany stół wigilijny w oficerskiej mesie- cała
załoga je świąteczne posiłki razem
|
I to już koniec tego długiego dnia- załoga zmierza do następnego portu,
odliczając czas do powrotu do domu...
Komentarze
Prześlij komentarz
Miło mi, że chcesz wyrazić swoją opinię, zadać pytanie czy po prostu ponarzekać. Chciałabym, żeby tych opinii, jak najbardziej różnorodnych, było jak najwięcej. Na pytania na pewno odpowiem i ponarzekam chętnie razem z Tobą. Wyłączyłam weryfikację captcha, także nie martw się niepotrzebnymi utrudnieniami ;)