"...w nas jest hart, w nas jest moc i piracki duch..."
Czy pamiętacie listę, jakich to facetów spotkamy na morzu?
- nie lubi kobiet na morzu, bo uważa, że musi za nie pracować, bądź jego opinią jest znane już "same z nimi kłopoty";
- lubi, ale aż za bardzo, czyli ma lepkie łapy;
- ignoruje;
- lekceważy;
- bądź boi się, że dziewczyna okaże się lepsza od niego.
Statki na redzie. Ciekawe, czy była na nich jeszcze jakaś kobieta?... |
Zaczniemy od pierwszego typu- marynarzy "nie lubiących kobiet",
potrafiących to uargumentować. Wielu z takich mężczyzn nawet nie odważyło
się skonfrontować z wyobrażeniami- pamiętam, jak nie popłynęłam w rejs na
jednym ze statków, bo sprzeciwił się temu nieżyjący już starszy oficer-
jego jedynym argumentem była moja płeć. Na jego nieszczęście spotkałam się
z nim niedługo potem- zmieniając go na burcie... Oj, nie było to dla niego
miłe spotkanie. Facet w swoich poglądach zahaczał o obsesję- pamiętam jego
reakcję, gdy na przywitanie przytuliłam się po przyjacielsku z fajnym,
starszym człowiekiem, pracującym jako starszy mechanik. A co zaczął
krzyczeć wtedy świadek- ów wspomniany oficer- szowinista? "O właśnie,
dlatego nie chciałem z Panią płynąć!!". Ubawił mnie tym nieziemsko-
widocznie tak bardzo obawiał się, że przytulę także jego ;)
Po jakimś czasie nauczyłam się podchodzić do takich mężczyzn z
przymrużeniem oka- jeśli nie chcieli ze mną pracować, ich strata. A jeśli
jednak przełamali swoją niechęć? Zazwyczaj współpraca układała się
nadzwyczaj dobrze. Zwłaszcza po pierwszej ostrej kłótni, do której,
przyznam szczerze, czasem dążyłam ;) Pamiętam starszego mechanika, który
także kobiet nie lubił. Został zmuszony do współpracy ze mną, kiedy
awaryjnie (dosłownie ratując sytuację) zdecydowałam się wejść na statek z
dnia na dzień. Co więcej, biedny musiał dzielić ze mną wspólną...
łazienkę. Szybko zyskałam powód do szczerej rozmowy, kiedy usłyszałam,
leżąc sobie w kabinie, jak pod moimi drzwiami mechanik żali się bosmanowi,
żeby ten pozwolił mu skorzystać ze swojej łazienki- bo ta nasza była ponoć
zajmowana przeze mnie od dobrej godziny. Miał biedny pecha, bo drzwi do
kabiny znajdowały się tuż przy koi, na której usiłowałam odpocząć; warto
było wypaść na korytarz, żeby zobaczyć jego minę! Ale- kłótnia, do której
doszło (bardzo jednostronna, na miarę mojej złości) świetnie oczyściła
atmosferę, a facet zrewidował swoje zdanie na temat kobiet (albo dobrze
zaczął się z nim kryć ;).
Druga grupa, przysparzająca wielu kłopotów, to panowie z lepkimi łapami. Niełatwo poradzić sobie z molestowaniem nawet na lądzie, mając pomoc rodziny i bliskich. A co dopiero samotnie, w nieznanym środowisku. Mimo, że tej sprawy wolałabym nie poruszać, powiem Wam, że także zdarzały mi się takie problemy. Nie ze strony osób na niższych stanowiskach, raczej na wyższych, kiedy władza i nietykalność "uderzyła" komuś do głowy. Niestety, jeśli krzywdzącym byłby marynarz, zawsze można byłoby udać się do kapitana- ale co w sytuacji, kiedy to właśnie z jego strony, najwyższego rangą, doznaje się nieprzyjemności? Jak się bronić? Ja próbowałam nie dopuścić do sytuacji, żeby z daną osobą być sam na sam. Innym razem udało mi się przeprowadzić z takim facetem szczerą rozmowę, w której dałam znać, że jej zachowanie mi się nie podoba- o dziwo, poskutkowało (bardzo ciężko jednak było mi się zebrać na odwagę, kosztowało mnie to parę piw ;). Zawsze jednak jest to sytuacja bardzo trudna i wymaga sporej odwagi. Nawet kontakt z działem kadr, w celu opisania sytuacji, może mieć rozmaite niechciane konsekwencje- jak choćby to, że następna szukająca pracy dziewczyna usłyszy "nie przyjmujemy, bo kobieta na statku to problem"...
Najłatwiej poradzić sobie z trzecią grupą- ignorantów ;) Jeśli nie chcesz ze mną pracować, rozmawiać- to nie, nie mój problem, to ty zachowujesz się nieprofesjonalnie. Nie ma co zawracać sobie głowy.
Kolejna, dość podobna grupa, to osoby lekceważące załogantkę- jest ich zawsze sporo, jeśli nie wszyscy (bo przecież nikt nie powie tego wprost). To ich domeną są głupie żarty czy narzekania. Nie doceniają oni kobiecej siły i umiejętności, postrzegając morskie dziewczyny jako głupie trzpiotki, niezdolne do cięższej pracy. Zazwyczaj jednak łatwo zmienić ich przekonania, po prostu pokazując, na co nas stać ;) Trzeba przy tym jedynie uważać, żeby nie zrobić sobie krzywdy; oj, łatwo przeholować ze zbyt dużym ciężarem. Opowiem Wam o pewnym marynarzu, po sześćdziesiątce, z którym miałam tę "przyjemność" pracować razem na wachtach w portach (może pamiętacie z poprzedniego wpisu- pracuje się wtedy w parach, marynarz + starszy marynarz). Lekceważył on kompletnie moją siłę, zdolności, uważał, że kobiety to "ozdoby dla mężczyzn" i nic ponadto. Cała załoga miała z nas ubaw- przyjechał on na statek jakiś czas po mnie, więc chłopaki znali moje możliwości dużo wcześniej. Nasza współpraca musiała być zabawna- facet dosłownie wyrywał mi pracę z rąk, krzycząc, że jestem kobietą i na pewno przez dźwiganie nie będę mogła mieć dzieci (co on się moimi dziećmi przejmował?!). Nieważne, że po pierwsze facet miał dwie lewe ręce i potrafił zepsuć młotek, dosłownie! A wyrywanym mi przedmiotem mogło być puste wiadro... Cóż, akcja wywołuje reakcję- ja, oczywiście, honorowo mojego wiadra nie miałam zamiaru wypuścić. Pół biedy, jeśli było rzeczywiście puste, ale nie raz narobił mi roboty, kiedy w trakcie szarpaniny zawartość wiaderka znalazła się na pokładzie :D
Ostatnia grupa to czyli mężczyźni obawiający się czegoś zgoła odwrotnego (oczywiście nie przyznając się, w końcu marynarz nie boi się niczego)- czyli, że kobieta okaże się lepsza i jeszcze wygryzie ich ze stanowiska. Typowym przedstawicielem grupy jest podstarzały oficer pokładowy, niezbyt ambitny ani specjalnie lotny, chcący tylko doczekać się emerytury. Dlaczego akurat to kobiety miałyby być tym zagrożeniem? Bo przegrać z kobietą to wstyd ;) A tak poważnie, to lękiem napełnia go wszystko, co "nowe": nowoczesne urządzenia i systemy nawigacyjne, młodzi kadeci, czy właśnie kobiety.
"Kobieta", z którą współpraca na statku układała mi się nadzwyczaj dobrze- sowa śnieżna ;) |
Ze wszystkimi tymi "grupami" wiąże się jedna, niemiła strona pracy na morzu- plotkarstwo. Faceci są pod tym względem gorsi niż kobiety, bez dwóch zdań. Dziewczyna na morzu musi pogodzić się z tym, że niezależnie od jej zachowania będą o niej krążyły niestworzone historie. Niejednokrotnie o odbytym rzekomym stosunku z delikwentem dowie się od osoby, której wcale nie było wtedy na statku. Z jednej strony ta sytuacja pozwala wyrobić sobie dystans do siebie- ale z drugiej, nie jest to praca dla osoby, która marzy o opinii nietykalnej. To nic, że tak naprawdę nikt Cię nie dotknął, w opowieściach zostaniesz dokładnie wymacana przez wszystkich... Z tym nie da się walczyć, bo każdy opór zostanie uznany tylko za potwierdzenie. Co więc zrobić? Zaakceptować, pogodzić się, i na głupi tekst, jak to z kucharzem w kambuzie na stole uprawiałaś dziki seks odpowiedzieć "to było wyjątkowe przeżycie- nigdy jeszcze nie widziałam tak małego kutasa...". Do tego problemu nie da się podejść serio, bo po każdym rejsie czekałyby nas wakacje na oddziale zamkniętym w Tworkach albo Świeciu. Ja o jednej z "przygód" dowiedziałam się, pracując jako starszy oficer, od naszego kadrowego, który, jak to stwierdził, słyszał, że kochałam się z motorzystą w jego kabinie. Odpowiedziałam mu, że to bzdury kompletne- to motorzysta kochał się ze mną w mojej, oficerskiej kabinie wyposażonej w dużą, dwuosobową koję ;)
A w następnej opowieści odpoczniemy, chociaż na chwilę, od tematu relacji damsko-męskich.
Komentarze
Prześlij komentarz
Miło mi, że chcesz wyrazić swoją opinię, zadać pytanie czy po prostu ponarzekać. Chciałabym, żeby tych opinii, jak najbardziej różnorodnych, było jak najwięcej. Na pytania na pewno odpowiem i ponarzekam chętnie razem z Tobą. Wyłączyłam weryfikację captcha, także nie martw się niepotrzebnymi utrudnieniami ;)